Często z zakamarkach ludzkich relacji, strach przed odrzuceniem narzuca nam rytm i dyryguje naszymi działaniami. Jest to związane z głęboko zakorzenioną ludzką potrzebą przynależności i akceptacji. Ten strach, choć naturalny, może stać się barierą dla życia autentycznego, zwłaszcza gdy otaczają nas ludzie, którzy oczekują, że będziemy kimś innym.
Wszyscy nosimy maski, ale nie każdego uwierają.
Życie wśród ludzi, którzy życzą sobie, a nawet oczekują byśmy byli inni, jest jak ciągłe noszenie maski. Ta maska to nasze przebranie, które zakładamy, by sprostać oczekiwaniom innych, często kosztem naszej własnej tożsamości. To taktyka przetrwania, zrodzona ze strachu, że nasze autentyczne ja może nie być wystarczająco dobre, lub co gorsza, może zostać otwarcie odrzucone. Pod maską ukrywamy naszą prawdziwą twarz i tłumimy nasz głos, do momentu, aż zaczniemy się dusić.
Ile nas kosztuje to aktorstwo?
Niestety płacimy cenę utraty naszej autentyczności, indywidualności, unikalności, swobody w wyrażaniu myśli i uczuć.
Dopóki nie zajrzymy w głąb siebie, będziemy mieli szafę wypełnioną maskami na każdą okazję i okoliczność.
Wiem, że podróż w głąb siebie do najłatwiejszych nie należy. Jednak bez odważenia się i zadania sobie pytań:
– Kim naprawdę jestem?
– Co cenię w sobie?
– Co jest dla mnie ważne?
– Jak chcę?
– Jak nie chcę?
Nic się nie zadzieje. Ta introspekcja nie ma na celu odnalezienia odpowiedzi ostatecznych, definitywnych, ale raczej badaniu i odkrywaniu siebie kawałek po kawałku.
Bycie autentycznym oznacza też bycie wrażliwym. A to oznacza pokazanie światu naszego miękkiego podbrzusza, ze wszystkimi naszymi niedoskonałościami i mocnymi stronami. To odwaga, by stać w naszej prawdzie, nawet gdy może to nie być zgodne z oczekiwaniami osób wokół nas. Tak, ta odwaga wiąże się z ryzykiem odrzucenia, ale również otwiera drzwi do głębszych, bardziej autentycznych relacji.
Stawianie granic to akt szacunku dla siebie.
Chodzi o zrozumienie naszych limitów i komunikowanie ich innym. Gdy ustanawiamy granice, uczymy innych, jak chcemy by nas traktowano. I choć nie wszyscy docenią nasze prawdziwe ja, są tacy, którzy będą nas cenić i szanować za to, kim jesteśmy. Znalezienie ludzi, którzy rezonują z nami – może być doświadczeniem transformującym. Relacje, zbudowane na mocnym i prawdziwym fundamencie są często najbardziej trwałe i satysfakcjonujące.
Czy można zaakceptować nieperfekcyjność, niedoskonałość?
Można, a nawet trzeba. Choć nie lubię mówić, że coś trzeba.